szpitalu... och, wiem, Joanna Lindquist jest jej przyjaciółka, ale
to zwykła plotkarka. Prawników nie da sie w ¿aden sposób powstrzymac, w dodatku ta Cherise... - Eugenia spojrzała Nickowi w oczy. - Zakładam, ¿e Alex ju¿ ci powiedział, i¿ dzieci Fentona znowu nas nagabuja. - Oparła podbródek na dłoni. Nick dostrzegł na niej brazowawe plamki. A wiec jego matka, mimo swego całego oporu, nie zdołała powstrzymac procesu starzenia. - Słyszałem. Cherise zdołała mnie wytropic. Chce odwiedzic Marle. - Ja mysle. Jesli chce, to znaczy, ¿e ma po temu jakis powód, wierz mi. Nigdy nie traktowałam powa¿nie opowiesci o rodzinnych wasniach, ale przez tych dwoje chyba zmienie zdanie. - Wstała z fotela i podeszła sztywno do okna. - Có¿, nic na to nie moge poradzic. Alex bedzie musiał rozprawic sie z Montym i Cherise. Jesli chca nas ciagac po sadach, prosze bardzo. Dostana za swoje. - Wygładziła spódnice kostiumu i dodała: - Kra¿a jak sepy nad konajaca owca. - Nikt tu przecie¿ nie kona - odparł Nick szybko, wiedzac, co matka ma na mysli. - Jeszcze nie. - Zasmiała sie gardłowo, siadajac znowu w swoim fotelu. Pojawiła sie Carmen z herbata, nalała Eugenii fili¿anke. Zapytała, czy przyniesc cos jeszcze, po czym wyszła. - Herbaty? - spytała Eugenia. Na tacy stały dwie fili¿anki. - Nie, dziekuje. Napiłbym sie czegos mocniejszego. - Czestuj sie. - Podniosła fili¿anke do ust. - Pózniej. Nick podchodził do kominka. Pod fotelem Eugenii rozległo sie ciche, nerwowe warkniecie. - Zastanawiałam sie, kiedy sie odezwie - powiedziała Eugenia, przechylajac sie przez porecz. - Cicho badz, Coco! 53 Spod fotela wychynał łepek białej suczki, która spojrzała na Nicka nieufnie błyszczacymi czarnymi oczkami i znowu zawarczała ostrzegawczo. - Nie zwracaj na nia uwagi - poradziła Eugenia. - Coco warczy, ale nigdy nie gryzie. - Pogłaskała miekka, biała siersc. Złote bransoletki zabrzeczały cicho. - Tak naprawde, to jest okropnym tchórzem - dodała pieszczotliwym tonem, po czym znowu spojrzała na syna. - Gdzie twój baga¿? Jadac ze szpitala, wynajałem pokój w Red Victorian. - Na litosc boska, wynajałes pokój w hotelu? Przecie¿ masz w tym miescie rodzine! - Eugenia wzniosła rece do nieba, jakby nie mogła zrozumiec, o co chodzi jej młodszemu synowi. - Mo¿esz zatrzymac sie tutaj, w swoim dawnym pokoju. Po moim trupie, pomyslał Nick. Ten dom przywoływał zbyt wiele smutnych wspomnien. Poza tym wkrótce Marla wróci ze szpitala. Rozejrzał sie po salonie. Przybyło kilka nowych krzeseł, stojacych teraz wsród antyków i mebli z epoki, które dobrze pamietał. Ten dom przetrwał dwa trzesienia ziemi i kilka pokolen Cahillów. Smołowany dach, ceglane sciany i oryginalne okna - wszystko to pachniało „starymi pieniedzmi” w najlepszym wydaniu. Albo w najgorszym. Tego Nick sam dobrze nie wiedział.