czapy! A teraz zobaczył ich znowu.
Kurkow rzucił im jakiś rozkaz i czterech natychmiast ruszyło w pogoń za Becky. Alec przypomniał sobie, że spała pod portykiem Draxingera, niedaleko miejsca, gdzie ich spostrzegł. Czyżby to jej szukali? Jeśli tak, to z jakiego powodu? - O co tu chodzi? - mruknął pod nosem. - Czy dlatego poszła ze mną, żeby im uciec? Obawiał się, że zna odpowiedź. Serce mu się ścisnęło. Och, Becky nie musiała przecież spędzić z nim nocy, żeby jej pomógł. Nie był aż takim nikczemnikiem. W drzwiach pałacu ukazał się sam książę Westland. - Na Boga, Kurkow, co się tu dzieje? Alec zamierzał ruszyć w ślad za Becky, gdy usłyszał słowa Rosjanina: - Przepraszam, wasza wysokość. Moja kuzynka jest ciężko chora. Kuzynka? - Jej matka również była osobą niezrównoważoną - kontynuował - jak pan pewnie pamięta. Rebecca odziedziczyła tę fatalną przypadłość. Alec nie słuchał reszty wyjaśnień Kurkowa. Niewiele wiedział o Becky, lecz bez wątpienia była jedną z najbardziej zdrowych na umyśle osób, jakie znał. Nie szalona ani chora. Po prostu znalazła się w opałach. Podążył w ślad za jej prześladowcami, podczas gdy oszołomiony Westland prosił Kurkowa, by ten poczekał w rezydencji, póki Kozacy nie wrócą z uciekinierką. Becky nie zwolniła biegu, choć ogarnęła ją rozpacz. Rezydencja Westlanda została dwie przecznice z tyłu. Co ma ze sobą począć? W jaki sposób ten przeklęty Rosjanin zdołał dotrzeć do Westlanda wcześniej? Ale znała odpowiedź. Michaił przybył tam prosto z Yorkshire, podczas gdy ona musiała kluczyć, uciekając przed jego ludźmi. To samo powinna zrobić teraz. Obejrzała się. Czwórka Kozaków rozdzieliła się na dwie pary, żeby zajść ją z boku. Rozglądała się gorączkowo, lecz wszędzie widziała tylko rzędy wysokich, schludnych domów i nieco wątłych, młodych drzewek. Biegła jak szalona, nie dbając o to, że po ostatniej nocy jest nieco obolała. Jeśli Alec obszedł się z nią delikatnie, to Michaił, który chciał ją ukarać, sprawiłby zapewne, że zwijałaby się z bólu przez tydzień. Wolała o tym nie myśleć. Jej kuzyn zasługiwał na męki piekielne. Z tyłu za sobą usłyszała krzyki Kozaków. Byli niedaleko. Desperacko przyspieszyła kroku i rzuciła się ku stajniom, skrytym za rzędem domów, które akurat mijała. Wiodło do nich wprawdzie bardzo ciasne przejście, lecz wewnątrz mogło być wiele miejsc, odpowiednich na kryjówkę. Wbiegła do otwartej stajni i przycupnęła za pierwszym z brzegu przepierzeniem. Usłyszała pogwizdywanie stajennego, który zamiatał ziemię na drugim końcu pomieszczenia, a potem ciężkie kroki Kozaków. Przeszli tuż koło niej, mówiąc coś do siebie gardłowo. Przeraził ją szelest siana w sąsiednim boksie, ale był to jedynie koń. A gdyby na niego wskoczyła? Tylko że koniokradom groziła szubienica! Kozacy nieudolnie usiłowali wypytywać stajennego, lecz ich angielszczyzna była zbyt słaba. - Co gadacie? Dziewczyna? Żadnej nie widziałem - odparł jowialnie. - A wy coście za jedni? Niemcy, hę? Wiwat stary Buicher! Podczołgała się do konia. Wysoki kasztanek miał założoną uździenicę. Spojrzała w lewo i zobaczyła dwóch Kozaków, zwróconych do niej plecami. Mogli się jednak odwrócić... Kasztanek wierzgał i wstrząsał łbem, gdy usiłowała go dosiąść, posługując się zerwanym z przegrody postronkiem jak lejcami. Szybko zrozumiała, że koń zrzuci ją, nim zdoła wyjechać na nim za bramę. - Hej! Co ty tam robisz?! Nieoczekiwanie w drzwiach stanął stajenny. Rzucił miotłę i podbiegł do niej. Jego wrzask zaalarmował Kozaków. Becky ścisnęła konia kolanami, kurczowo uczepiona jego grzywy. Kasztanek zarżał. Poczuła, że się ześlizguje, lecz nie rezygnowała. - Jazda! - Kolejny raz szturchnęła go gniewnie piętą, ale koń po trzech gwałtownych susach stanął dęba, usiłując strząsnąć ją z siebie. Niestety, upuściła postronek, usiłując utrzymać się na jego grzbiecie. Nie mogła okiełznać zwierzęcia, a co gorsza, Kozacy zablokowali jedyne wyjście. Ściągnęli ją z kasztanka, który pognał przed siebie. Daremnie usiłowała się im wyrwać.