się złośliwie.
- Paskuda, paskuda, paskuda! - zanuciła. Scott otworzył usta, by udzielić córce reprymendy, ale jej blada twarzyczką i drżące usta rozczuliły go. Po raz kolejny poczuł wszechogarniającą rozpacz; uczucie, które od śmierci żony towarzyszyło mu niemal nieustannie. Z trójki dzieci to właśnie Lizzie najbardziej tęskniła za matką, a ponieważ była najstarsza, często obarczał ją obowiązkami ponad jej wiek. Miał tego świadomość i dlatego na ogół jej pobłażał. - Na czym stanęliśmy, pani Trent? - Powiedział pan, że szuka pan niani, która byłaby szarą myszką. - To znaczy takiej, która nie ugania się za mężczyznami! - Takiej, która nie ugania się za mężczyznami- powtórzyła Ida Trent. - Myślę, że mam dla pana idealną kandydatkę! Ma wspaniałe referencje i naprawdę kocha dzieci. Mężczyźni jej nie interesują. Ma pan szczęście. Nie tak dawno wygasł jej poprzedni kontrakt i mogłaby zacząć pracę od zaraz. R S - A czy ten chodzący ideał ma jakieś imię? - Ależ oczywiście, doktorze Galbraith, pańska nowa niania nazywa się Willow Tyler. - Cześć, mamo! Willow podniosła się z nasłonecznionej ławki. Jamie, jej sześcioletni syn, wyszedł właśnie z Miejskiego Ośrodka Sportowego i biegł w jej stronę w radosnych podskokach. Wsunęła portfel z powrotem do torebki. Później pomartwi się niskim stanem konta bankowego. Na razie zamierza skoncentrować całą swoją uwagę na Jamiem. Gdy dostanie nowe zlecenie - a miała nadzieję, że to niedługo nastąpi - nie będzie mogła poświęcić mu zbyt wiele czasu. Uśmiechnęła się promiennie na widok syna. Mokre włosy opadały mu niedbale na jedno oko, a pognieciona koszulka wychodziła miejscami ze spodni. Tańczył wokół niej, rozsiewając dookoła zapach chloru. W jego szarozielonych oczach błyszczały iskierki podniecenia. - Mamo, czy możemy pójść na hamburgera do Morgan-- tiego? Umieram z głodu! Willow zawahała się przez chwilę. Nienawidziła jedzenia w barach szybkiej obsługi, ale nie chciała rozczarować syna. Jamie tak rzadko o cokolwiek prosił. - Dobrze, ale to wyjątkowa sytuacja. Bar Morgantiego znajdował się zaraz za rogiem, przy skrzyżowaniu Piątej Alei i ulicy Fir. Jamie nie był w stanie dłużej kryć podniecenia. -.. Ty też zjesz hamburgera, mamo? - Nie, ale mam ochotę na lody z polewą karmelową. - Ja zamówię! R S Willow uśmiechnęła się, widząc, jak syn przyjmuje na siebie rolę głowy rodziny. Wyciągnął rękę po pieniądze. - Lody mają być z posypką orzechową? - Nie, bez orzechów. - Wręczyła mu banknot dziesięciodolarowy. - Zamiast tego poproszę podwójną porcję polewy karmelowej. - A czy mogę napić się coca-coli?