Zamknęła oczy, chciała zasnąć i już odpływała, gdy znowu rozdzwonił się telefon.
– Ty draniu... Jeszcze zanim rozbrzmiał drugi dzwonek, nastawiła się na kolejny makabryczny żart. – I co teraz? – warknęła. – Ja też cię kocham – powiedział Bentz. Od razu złagodniała, słysząc jego głos, poczuła, że wzruszenie ściska jej gardło. Boże, ależ za nim tęskni. – Cześć – szepnęła ze łzami w oczach. Boże, zachowuje się jak wariatka. Łzy? To na pewno hormony, prawda? Ale to takie cudowne uczucie, usłyszeć jego głos. Odchrząknęła, usiadła i zapytała: – Co słychać? – Nic dobrego. Serce zamarło jej w piersi. – Jestem na posterunku policji w Torrance. – Torrance? – Tak. Uznałem, że powinnaś wiedzieć. Dowiedzieć się o tym ode mnie. O Jezu, Liwie, co za bałagan. – Westchnął i wyczuła jego znużenie. – Zadzwoniła do mnie Lorraine, siostra przyrodnia Jennifer, z informacją, że widziała ją przed swoim domem. Przyjechałem tu i znalazłem zwłoki Lorraine. Morderstwo. – Boże drogi – szepnęła O1ivia. Jedną ręką przyciskała słuchawkę do ucha, drugą tuliła kołdrę do piersi. To niemożliwe. Nie! – Jennifer? – zapytała, choć w głębi serca znała już odpowiedź. Za tym wszystkim stoi Jennifer Bentz, nieważne, prawdziwa czy wyimaginowana, jawa czy sen. – Kto wie? Opowiedział jej wydarzenia tego wieczoru, a O1ivia, przerażona, słuchała uważnie, choć miała wrażenie, że na jej piersi zaciska się żelazna obręcz. Nie miała już wizji, nie widziała już zbrodni oczyma mordercy, nadal jednak przeszywała ją groza na myśl o tym, co wycierpiały zamordowane kobiety. Bentz opowiadał, że jego przyjaciel Jonas Hayes przyjechał z Los Angeles. Wyraził współczucie, gdy Bentz narzekał, że odebrano mu broń i poddano przesłuchaniu na posterunku. Po raz pierwszy w życiu Bentz znalazł się po drugiej stronie weneckiego lustra. Policjanci z Torrance uwierzyli mu, choć w powietrzu nadal wisiało wiele pytań – w końcu Bentz w ciągu minionego tygodnia był u obu kobiet, u Shany i u Lorraine, a teraz obie nie żyją. Tym sposobem Bentz znalazł się w kręgu podejrzanych. O1ivia się wzdrygnęła. – To się ciągnęło godzinami – mówił, z trudem hamując wściekłość. – W kółko im tłumaczyłem całą sprawę z Jennifer, że ktoś chciał mnie tu ściągnąć, prawdopodobnie właśnie morderca, i kiedy przyjechałem, zaczął zabijać. Mówiąc krótko jestem katalizatorem, żeby nie powiedzieć, motywem jego działań. – Chwileczkę. Chcesz powiedzieć, że Jennifer albo jej sobowtór morduje ludzi i stara się obarczyć ciebie winą? – Mniej więcej. – Bentz, to naprawdę naciągane. To czyste szaleństwo. – I wymaga perfekcyjnego planu i wyjątkowego szczęścia. – Umilkł, jakby się nad czymś zastanawiał. – Posłuchaj, jak już powiedziałem, chciałem tylko, żebyś usłyszała o tym ode mnie, a nie od innych czy z telewizji. Kiedy media połączą morderstwa Shany i Lorraine ze mną, zacznie się kocioł. Zawahał się i wyobraziła sobie Ricka, jak nerwowo przeczesuje palcami bujną czuprynę, zaciska usta, marszczy brwi. – Cieszę się, że zadzwoniłeś. Martwiłam się. – I dlatego tak mnie powitałaś? – Co? Jak cię powitałam? – zdziwiła się. – Jakbyś była wściekła. O co chodzi? Nie chciała mu tego mówić, nie chciała go martwić, przysparzać mu stresów, ale i tak ją gryzło, że przemilcza przed nim fakt, iż jest w ciąży. Nie zniosą więcej tajemnic, ich związek i bez tego jest kruchy.