zawsze miały sobie coś ciekawego do opowiedzenia.
107 Tempera była właściwie jedyną osobą, która nie wnosiła nic do konwersacji. — Coś wam powiem — odezwała się panna Briggs, kiedy popijały herbatę, którą podawano w dużych kubkach do każdego posiłku. — Co takiego? — zaciekawiła się panna Smith. — Jego lordowska mość znowu się zabawia. — Masz na myśli lorda Eustace'a? — A kogo by innego? — spytała panna Briggs z nutą pogardy w głosie. — Co zrobił tym razem? — panna Smith zamieniła się w słuch. — Kiedy dziś rano szłam do sypialni mojej pani, słyszałam coś jakby piski i chichoty dochodzące od strony wieży — poinformowała panna Briggs. — Naprawdę?! — wykrzyknęła czujnie panna Smith. W jej oczach rozbłysła iskra zainteresowania. — Niby przypadkiem upuściłam jakiś drobiazg — powiedziała panna Briggs — i kiedy go podnosiłam, drzwi pokoju lorda otworzyły się i stanęła w nich Madeleine. — Która to ta Madeleine? — spytała panna Smith. — Ta duża, z wielkim biustem, co zawsze wydawała mi się bezczelna, o ile oczywiście udało mi się zrozumieć, co mówi — odparła panna Briggs. — Ach tak, znam ją — powiedziała panna Smith. — Nigdy nie odważyłabym się zbyt jej zaufać. — I słusznie — zgodziła się panna Briggs. — Włosy ma zawsze w nieładzie, a fartuch pognieciony. Poza tym kiedy zamykała drzwi, zauważyłam, że lord był w samej koszuli! — Coś takiego! Nie do wiary! — wykrzyknęła znów panna Smith. — Zdawało się, że już zostawił pokojówki w spokoju. 108 — O nie! — stwierdziła panna Briggs z satysfakcją.— On jest zawsze taki sam. Pamiętam, dwa lata temu, kiedy byłyśmy na północy u księcia Hull... I tu popłynęła długa opowieść o tym, jak to lord Eustace upodobał sobie pewną ładną służącą. Tempera jednak nie słuchała. Znowu rozważała swoją poranną ucieczkę przed nim. Już kiedy na nią spojrzał podczas pierwszego spotkania, wiedziała, że powinna go unikać. Słyszała, że należał do tych dżentelmenów, którzy uwodzą młode samotne guwernantki. Potem wymawia im się bez referencji. To podły człowiek, myślała Tempera. Nie chce mi się wierzyć, że książę wie o jego zachowaniu. Przecież by go tu nie zaprosił. Nagle uderzyła ją myśl, że może książę też uważa, iż ma prawo bezkarnie zabawiać się ze służącymi. Lecz zaraz zawstydziła się, że taka myśl w ogóle zaświtała jej w głowie. Czy to możliwe, aby ktoś, kto zrozumiał, co próbowała powiedzieć o wsłuchiwaniu się w piękno nocy, nie okazał się człowiekiem prawym i prostolinijnym?